„Orientuj się!” – rozmowa z Anną Hryniewiecką, dyrektorką CK Zamek w Poznaniu

M.W. Pani Dyrektor, jaką sztuką otacza się Pani w swoim gabinecie?

A.H. W moim gabinecie w Zamku wisi bardzo duży, błękitny obraz, część tryptyku inspirowanego malarstwem Andrzeja Wróblewskiego — konkretnie jego „Poczekalnią”. Autorką obrazu jest Sylwia Chudy-Leśnik, artystka, edukatorka, prowadząca zamkową pracownię malarstwa dla dzieci. Była to jej praca dyplomowa. Bardzo lubię ten obraz za błękitną kompozycję kolorystyczną, nawiązanie do wspaniałego Wróblewskiego i obecny w tej pracy kobiecy temat.

Za mną, na biblioteczce stoi obraz Edwarda Dwurnika „Zamek w tankach”, namalowany specjalnie dla nas, dla Zamku i nam podarowany przy okazji realizacji przez Dwurnika innego obrazu zamówionego u artysty na wystawę towarzyszącą rocznicy Czerwca ‘56.

I ostatnie „dzieło”, najbardziej efemeryczne, ale dla mnie szczególnie ważne, to kawałek grubego kartonu z dużym, czarnym, odręcznym napisem: „ No women no kraj”, który znalazłam na zamkowym korytarzu przy moim pokoju w dniu „Czarnego protestu”, w październiku 2016 roku. Stoi oparty na parapecie w takim miejscu, że każda osoba wchodząca do mojego biura musi go zobaczyć.

Jeśli chodzi o Centrum Kultury Zamek, instytucję, którą Pani kieruje to czym ona jest, bardziej muzeum, bardziej galerią? Co znaczą słowa „Centrum Kultury”?

Nie mamy chyba w Polsce odpowiednika i rozumiem, że nie jest łatwo uchwycić naszą tożsamość, bo jest skomplikowana i wielowątkowa. My sami co pewien czas podejmujemy wyzwanie, żeby na nowo wspólnie ustalić co nas wyróżnia i opisać czym jesteśmy.

Chciałbym przedstawić krótko Czytelnikom Pani osobę, jako że jest Pani spiritus movens tej instytucji — a więc Pani doświadczenie ma znaczenie dla jej zrozumienia. Jest Pani historyczką sztuki, ukończyła Pani też studia z dziedziny zarządzania przedsiębiorstwami, przynoszące „twardą wiedzę” dotyczącą funkcjonowania w Pani przypadku instytucją kultury. W 1999 roku dołączyła Pani do zespołu Centrum Kultury Zamek…

Nie do wiary… [uwaga dotycząca upływu czasu, przyp. red.] Tak było.

W CK Zamek pełniła Pani funkcję zastępczyni dyrektora do spraw programowych. W międzyczasie zajmowała się Pani również pracą dziennikarską w pierwszej poznańskiej, prywatnej rozgłośni, w Radio S oraz w poznańskim oddziale Telewizji Polskiej. Była Pani też najdłużej chyba pełniącą tę funkcję, rzeczniczką prasową Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta. Była Pani jedną z inicjatorek Sztabu Antykryzysowego na rzecz poznańskiej kultury i organizatorką Poznańskiego Kongresu Kultury. W 2012 roku została Pani wybrana dyrektorką CK Zamek. Ponieważ dla dyrektorek i dyrektorów ważne są infrastrukturalne działania wspomnę, że doprowadziła Pani do dokończenia modernizacji wschodniego skrzydła…

Tak, właściwie w połowie zrealizowałam tę modernizację i razem z zespołem zaczęłam realizować nowy program Zamku pod hasłem „Nowe otwarcie”.

Przeczytałem, że kompleks zamkowy, którym mieści Centrum Kultury ma 585 pomieszczeń, czy to prawda?

Ja myślę, że nawet więcej. Siłą rzeczy jestem posiadaczką wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie — od osób, które tu w zamku pracowały, najpierw w Pałacu Kultury, a potem w Centrum Kultury Zamek, bo tak go przemianowano po zmianie ustrojowej 1989 roku. No więc według tych przekazów jest tutaj około 700 pomieszczeń. Mówimy oczywiście też o takich pomieszczeniach, które nie mają statusu pokoju i nie noszą żadnego numeru. Powtarzamy też, cytując inicjatora powstania tego założenia czyli cesarza Wilhelma II, że : „Zamek taki wielki, a mieszkać nie ma gdzie”. Bo kiedy tu przyjeżdżał ze swoją rodziną i dworem, a był parokrotnie w zamku, okazywało się, że nie starcza miejsca dla wszystkich i trzeba było szukać i wynajmować pomieszczenia w całym Poznaniu.

W każdym razie nie będziemy próbowali, jeśli chodzi o liczbę pokoi, pobijać rekordów i mówić: „Jest jeszcze więcej, jeszcze więcej”.

Kiedy wybieram się do Zamku, gdzie wchodzę, co to jest, galeria, muzeum, jakiś konglomerat instytucji?

Wchodzi Pan do obiektu, który ma bardzo grube mury [śmiech], który ma monumentalną, neoromańską formę. Obiektu, który powstał, żeby być symbolem władzy niemieckiej w tej części Europy. Ten budynek to emanacja władzy i emanacja siły, i to jest ciągle jakoś odczuwalne. Mimo, że Zamek przechodził kilka razy proces przebudowy wewnętrznej —właściwie jeden podstawowy w latach 40. i potem to, co już nam udało się zrobić czyli modernizację wnętrz w połowie budynku, to ta „skorupa”, widok zewnętrzny zamku nie bardzo się zmienił od czasów Wilhelma II. Emanacja władzy i siły ciągle jest odczuwalna. Te grube mury na pewno nie są bardzo przyciągające i zachęcające do wejścia. Więc wchodzi się do instytucji, do budynku, który wybrzmiewa na zewnątrz w ten sposób, ale wchodzi się przez szerokie, przeszkolone drzwi. I to jest już zupełnie inna rzeczywistość — znajdujemy się w tej zmodernizowanej części, gdzie na pierwszym piętrze mamy do czynienia z zupełnie innym światem niż ten zasugerowany przez zewnętrzną „skorupę”. To jest nowoczesne, bardzo jasne, przestronne miejsce, zwieńczone szklaną kopułą, ze śmiało poprowadzoną klatką schodową. Z tego miejsca, które nazywamy „Atrium” można wejść do najważniejszych przestrzeni – Sali kinowej z neonem, sal wystawowych, Sali Wielkiej, która jest jednocześnie salą koncertową i teatralną. Z atrium wychodzą też przeszklone schody. Można więc wejść na górę i znaleźć się w przestrzeni otwartej, usiąść na pięknej antresoli w kawiarni, pod kopułą—pod niebem i obserwować dachy zamku. Albo wejść do księgarni, która również znajduje się na antresoli. To jest nowoczesne centrum kultury, instytucja interdyscyplinarna z różnorodnym programem.

Wpływ na wyjątkowość tego miejsca ma też fakt, że ta nowoczesna przestrzeń, sąsiaduje z częścią zabytkową. Jeśli pójść dalej po Zamku, znajdujemy się w zupełnie innej rzeczywistości. To są wnętrza ukształtowane w latach 40., świetnie zachowany przykład architektury nazistowskiej. Cały Zamek miał służyć jako kolejna rezydencja Adolfa Hitlera, jedna z najdalej wysuniętych na wschód — te same idee przyświecały Wilhelmowi II co III Rzeszy. Te wnętrza to bardzo interesująca architektura o dużych walorach estetycznych. Nasi goście zwiedzając je są zaskoczeni, że wychodzą z tej nowoczesnej części i przechodzą do tak różnego świata. To, co łączy te światy to nasza działalność programowa, jako że do niej wykorzystujemy również tę zabytkową część. Sześć lat temu udało nam się zdobyć dofinansowanie europejskie na konserwację zachodniego skrzydła Zamku, czyli właśnie tej części, w której mieszczą się wnętrza zaprojektowane w latach 40. XX wieku. Dzięki tym pieniądzom, a w myśl doktryny konserwatorskiej, nie pozwalającej „podkręcić” ich do poziomu „na wysoki połysk”, udało nam się odnowić je z zachowaniem śladów upływu czasu, pozostawiając gdzieniegdzie oznaki starzenia się materiałów i ślady historii, która się tu toczyła. W trakcie konserwacji odkryliśmy niezwykłe właściwości użytych materiałów. Fenomen tej architektury polega między innymi na tym jak dobrze dobrano doskonałej jakości materiały, zarówno drewno jak kamień, jakie zastosowano kompozycje kolorystyczne i jakie wybory estetyczne zostały tam dokonane. Po tych pracach konserwatorskich otworzyliśmy te zabytkowe wnętrza Zamku do codziennego zwiedzania.

Jesteśmy więc dynamicznie działającą instytucją kultury z bogatym programem i jednocześnie atrakcją turystyczną — obiektem zabytkowym o ciekawej architekturze oraz bogatej i trudnej historii, obiektem który się zwiedza. O tej trudnej historii opowiadamy wprost, niczego nie udajemy i niczego nie ukrywamy. Tej historii można wysłuchać na audioprzewodnikach. Wykorzystujemy te wnętrza, podobnie jak te nowoczesne, do bardzo intensywnej działalności programowej. We wnętrzach historycznych realizujemy te programy, które wydają nam się pasować do tej konkretnie przestrzeni, są to programy, które bardzo świadomie wykorzystują tę przestrzeń. Chodzi m.in. o projekty site specific, projekty rezydentów i rezydentek artystycznych.

Tak więc jesteśmy interdyscyplinarnym, ogromnym centrum kultury, mieszczącym się w zabytkowym obiekcie o niezwykłej, ale i bardzo trudnej historii. Jesteśmy też miejscem, w którym „zdeponowane” jest bardzo wiele pamięci poznaniaków. Zamek to miejsce, które było dawnym Pałacem Kultury, które jest ciągle kojarzone w wielu poznańskich rodzinach. A Poznań charakteryzuje się tym, że tu jest bardzo dużo rodzin, które są osiadłe od wielu dziesięcioleci, ludzie są tu bardzo mocno zakorzenieni. Są jeszcze ludzie, którzy pamiętają jak Zamek był przebudowywany w latach czterdziestych. Są jeszcze rodziny, do których należały osoby, które pracowały przy tej przebudowie. Są też rodziny, których członkowie brali tu ślub, bo w latach 50. był tu urząd stanu cywilnego. Dzieci chodziły tu na zajęcia do pracowni w Pałacu Kultury, a teraz posyłają swoje dzieci i wnuki do pracowni zamkowych, które nadal funkcjonują. My staramy się szanować tę tradycję Pałacu Kultury, która moim zdaniem, doskonale wpisuje się w obecne myślenie o rolach współczesnych publicznych instytucji kultury. Chodzi o wyzwanie jakim jest wychodzenie naprzeciw potrzebom ludzi o różnym kapitale kulturowym, którzy mają bardzo różne oczekiwania od instytucji kultury, a wśród nich jest potrzeba rozwijania pasji, talentów, uczenia się czegoś nowego. Szanujemy je i staramy się je spełniać.

Kontynuujemy pracę zamkowych pracowni, jest ich prawie dwadzieścia, bo uznajemy, że jest to ogromna wartość. To jest cała społeczność ludzi, którzy przychodzą tu kilka razy w tygodniu, żeby spędzać w Zamku czas razem, w grupach. Z dwumiesięcznym wyprzedzeniem tworzymy natomiast nasz podstawowy program — spektakli, koncertów, spotkań literackich, różnorodnych działań edukacyjnych oraz kina, które funkcjonuje non-stop. Z dużo większym wyprzedzeniem przygotowujemy program zamkowych festiwali: literackich (mamy dwa – poezji i fabuły, funkcjonujące w trybie biennalowym), muzycznego i filmowego. Program wystaw powstaje nawet z kilkuletnim wyprzedzeniem. Różnorodny program Zamku budujemy więc w różnych trybach. Te wszystkie programy i wydarzenia tworzą codzienność naszej instytucji. Pracownie czynią to w szczególny sposób. Tworzą bardziej stałą społeczność wokół instytucji, co bardzo pozytywnie odczuliśmy w trakcie zamknięcia w pandemii. Różne, częściej zmieniające się społeczności budują się też wokół wielu innych naszych programów. To ogromna wartość.

Ciekawi mnie ta sytuacja, w której budynek zbudowany w konkretnym celu, mający wskazywać na niemiecką dominację na tych terenach, trwa, zmieniając swoich gospodarzy i tracąc swój pierwotny „przekaz”.

Były takie pomysły, kiedy armia radziecka wędrowała na Berlin, żeby zburzyć Zamek. Wysyłano nawet petycje do generała Świerczewskiego, który tędy przemieszczał się ze swoimi wojskami — żeby użył siły artyleryjskiej do zburzenia tego symbolu niemieckiej władzy. Okazało się to niemożliwe ponieważ, żeby zniszczyć taki obiekt trzeba by wykorzystać bardzo dużo amunicji, potrzebnej wtedy do innego celu. Szczęśliwie to się nie stało. Przez wiele lat po wojnie negatywne emocje związane z Zamkiem były wciąż obecne. Pamiętam, w okresie, kiedy zostałam zastępczynią dyrektora do spraw programowych, że bardzo często spotykałam się z tym na posiedzeniach rady miasta, na których czasami byłam. Niektórzy miejscy radni nie ukrywali negatywnego stosunku do tego obiektu. Oni wypowiadali to, co wciąż pobrzmiewało w pamięci poznanianek i poznaniaków, że to jest niemiecki, straszny obiekt i nie należy w niego inwestować. To się zmieniło dzięki naszym intensywnym zabiegom skupionym na tym, żeby o tej historii opowiadać, nie zamiatając niczego pod dywan, żeby mówić o niej wprost, ale żeby też zapraszać ludzi do wnętrza Zamku, zapraszać na różnorodne wydarzenia, na wystawy.

Od roku 2000 zaczęliśmy tu realizować bardzo bogaty i ciekawy program wystawowy. Wtedy pojawiło się w Zamku bardzo dużo nowych ludzi, którzy zaczęli uznawać, że to jest przydatne miejsce, że może dobrze służyć naszej społeczności i że może przyciągać ludzi, także przyjeżdżających z innych miast. A ta historia i architektura: zaczęliśmy organizować regularne spacery i zwiedzania zamku, z różnymi narracjami i opowiadając o historii i architekturze pracowaliśmy na rzecz akceptacji tego obiektu przez poznańską społeczność. Ta akceptacja zaczęła się w pewnym momencie przeradzać w dumę, że mamy takie miejsce! Więc kiedy odwiedzamy Poznań wiemy, że pójdziemy do katedry, zobaczymy piękny ratusz renesansowy, ale zamek też stał się tego typu atrakcją. W tej chwili, kiedy ten obiekt jest już dostępny na co dzień, z całym programem zwiedzania, z odnowioną, niezwykłą architekturą jesteśmy już zupełnie naturalną atrakcją, a w świadomości Poznaniaków naprawdę ciekawym obiektem. Kiedy jest Noc Muzeów czy Imieniny ulicy Święty Marcin, które organizujemy, na których pojawiają się dziesiątki tysięcy ludzi, to słyszymy jak ludzie mówią: „Popatrz, popatrz, tu jest niesamowicie”, „Tu jest niezwykle”. To udało nam się zrobić, jeśli chodzi o powszechną świadomość.

Zmieniła się również akceptacja władz. Przełomowym momentem było dla nas otrzymanie pieniędzy z Unii Europejskiej, za czasów poprzedniego rządu [okres rządów Prawa i Sprawiedliwości, przyp. red.]. Wydawało się, że na konserwację wnętrz poniemieckiego zamku, który należał kiedyś do cesarza Wilhelma II, a w czasie wojny został przebudowany przez architektów III Rzeszy — to jest w ogóle niemożliwe. Oczywiście tu nie chodziło o samą architekturę, we wniosku o te środki opisaliśmy jaki program chcemy realizować w tych odnowionych wnętrzach. Staraliśmy się o fundusze, które służą poszerzeniu działalności kulturalnej, udostępnianiu dziedzictwa na rzecz działań kulturalnych. Nasz wniosek uzyskał akceptację. Myślę, że nastąpił przełom w recepcji tego obiektu i jego historii. Mam wrażenie, że teraz jesteśmy uważani za bardzo interesujące miejsce. Nie tylko dla odbiorców kultury, bo dla wielu niewątpliwie tak jest, ale też dla osób, które się interesują historią i chcą zwiedzać zabytki. Nasze zabytkowe przestrzenie są niezwykłym miejscem na przykład dla prezentacji sztuki współczesnej. Pojawia się tam ona dość często, między innymi za sprawą programu rezydencji artystycznych. Prezentujemy tam nieraz odważne i wymagające namysłu prace.

Czasem te przestrzenie wykorzystujemy do prezentacji dużych wystaw, które, tak jak Frida Kahlo, „rozlewają się” poza salę wystaw, która jest w nowej części — tam, gdzie będzie prezentowana wystawa „Łataj! Ceruj!” — i wychodzą też do sal historycznych. W drugiej połowie tego roku też będziemy mieli taką dużą wystawę.

Te wszystkie sytuacje powodują, że w bardzo istotny sposób zmienia się recepcja tego obiektu, mogę powiedzieć, że dzieje się to dzięki programowi i działalności Centrum Kultury Zamek i jej wspaniałego zespołu.

Czy może Pani coś powiedzieć o programie rezydencjonalnym, prowadzonym przez CK Zamek?

Tak, ten program to było dla mnie osobiście coś bardzo ważnego, jeden z postulatów, z którymi przychodziłam do instytucji, w ramach realizowanego podczas mojej pierwszej kadencji programu „Nowe Otwarcie”. Nie było wówczas w Poznaniu żadnego programu rezydencjonalnego, a teraz jesteśmy jedynym miejscem w mieście i pewnie jednym z niewielu w Polsce, które ma interdyscyplinarny program rezydencji. Zapraszamy artystów i artystki ze wszystkich dziedzin, a teraz mamy jeszcze silną rezydencję literacką, związaną z Poznańską Nagrodą Literacką. Jesteśmy świadomi kulturotwórczej wagi tego programu. To jest szansa też dla twórców/czyń, którzy nie mają mocnej widzialności albo prawie wcale jej nie mają. Działamy na rzecz wzmocnienia tej widzialności albo w ogóle pojawienia się jej.

Jesteśmy też miejscem gdzie artyści/stki, którzy są zmęczeni swoim codziennym funkcjonowaniem i zabieganiem, walką o byt i rzeczy podstawowe, mogą chwilę odpocząć i odbyć rezydencję koncepcyjną, bo taką też mamy. Dostają honorarium, środki na utrzymanie i mieszkają w niezwykłym miejscu — w zamkowej masztarni [stajnia bądź przylegające do niej pomieszczenie na sprzęt stajenny, przyp. red.]. Mogą się tutaj spotykać z innymi artystami/tkami i to też jest ważne. Pierwszym celem programu rezydencjonalnego nie jest budowanie naszego programu. To, co nasi rezydenci i rezydentki tu robią, realizują, to nie jest coś, o czym myślimy, że to musi zapełnić nasz program. Traktujemy to jako naszą misję. Instytucja z takim potencjałem ma obowiązek wspierania artystów i artystek. To jest też szansa dla naszej publiczności, żeby spotkać się z nowymi myślami, trendami i poszukiwaniami. Do programu zgłaszają się ludzie z całej Polski, ale też z zagranicy. Ważne miejsce w tym programie mają największe współczesne wyzwania, przed którymi stoimy takie jak zmiana klimatyczna czy rozprzestrzenianie się populizmu i postaw dyskryminacyjnych. Mamy świadomość, że musimy się tymi tematami zajmować, najszerzej jak to możliwe i możliwie najmądrzej.

Program Dotacyjny jest ufundowany na przeświadczeniu, że sztuka powinna reagować i odnosić się do współczesnego świata, i do jego problemów, i bolączek. Państwo jako instytucja podzielacie to przekonanie i reagujecie w bardzo różnych mediach od sztuk wizualnych, przez teatr i kino po literaturę.

Jesteśmy instytucją publiczną a zajmowanie się otaczającą rzeczywistością jest zobowiązaniem instytucji publicznej. Powinniśmy namawiać do tego, żeby nasze postawy się zmieniały. I robimy to rzeczywiście na różne sposoby i za pomocą różnych mediów. Ale są też takie momenty, które nazwałabym zatrzymaniem się i rodzajem badania naszej kondycji, naszego stanu w trakcie zmiany. Bo jesteśmy wszyscy w trakcie jakiejś zmiany, nawet jeżeli jej sobie nie uświadamiamy, to ona się dzieje. Myślę, że instytucja publiczna powinna być świadoma, że ma narzędzia do tego, żeby próbować ją badać i nie powinna wahać się ich użyć [śmiech].

Fajny, policyjny tekst — podoba mi się [śmiech].

Tak! Taka instytucja nie powinna tylko utrwalać i powielać pewnych rzeczy, pewnych stereotypowych postaw, pewnych łatwych podejść, pewnych łatwych interpretacji, pewnego odpuszczania sobie wykonywania jakichś zadań i skupiać się tylko na dawaniu czystej przyjemności. My też ją dajemy, to nie jest tak, że robimy tylko podbudowane ideowo rzeczy. Ale my tę przyjemność dajemy w sposób świadomy. Bo chcemy zapraszać ludzi, żeby tu przyszli i czuli się tu bezpiecznie, spotkali coś co wywołuje miłe skojarzenie i daje chwile przyjemności, ale wiemy też, że mamy szansę ich zaprosić także do tego, żeby uczestniczyli w wydarzeniach, w których rozmawiamy o trudniejszych sprawach, zadajemy pytania, na które nie ma prostej, miłej odpowiedzi. Tych osób, które kojarzą Zamek z niełatwą rozmową o współczesności jest dużo. Czasem też chcemy, żeby osoby, które do nas przychodzą podjęły „ryzyko” i uczestniczyły w czymś, co nie jest im bardzo dobrze znane, spotkały się z czymś nowym, otworzyły się na coś nowego.

Taka praca u podstaw jest bardzo ważna. Myślę, że instytucje publiczne, które w założeniu są powołane do czegoś innego, na przykład muzea czy instytucje artystyczne, też powinny przeformułowywać swój sposób funkcjonowania, biorąc pod uwagę to jakie mają narzędzia i obowiązki z tego wynikające. Mamy w publicznych instytucjach możliwości, które pozwalają na wprowadzanie zmian w postawach społecznych. To jest duże słowo… To są długie procesy, składające się nieraz z bardzo małych „koralików”. Czasami są to proste rzeczy, zapraszanie na jakiś warsztat — jeden, drugi. Oswajanie z jakimiś treściami. Długie procesy i angażowanie. Bo nie chodzi o to, że my tylko „każemy” otwierać uszy. Mówimy raczej: „Hej, my jesteśmy tu po to, żeby Cię wysłuchać, żeby się spotkać z Twoją wizją albo żeby dać Ci szansę na jakieś spełnienie, ale także chcemy coś Ci zaproponować, pokazać, zadać jakieś pytanie, zaprosić do rozmowy”. To są procesy, które mam nadzieję, prowadzą do tego, że będziemy żyć wśród ludzi, którzy są bardziej otwarci, odpowiedzialni, tolerancyjni, gotowi do większej akceptacji i do zaangażowania. To jest chyba budowanie świadomego społeczeństwa.

Projektujemy sobie tę pracę w realny sposób, nie zaczynając od „wysokiego C” i czynimy ją możliwą do realizacji — to jest nasz obowiązek i nasza rola, nasze duże zadanie. Rozmawiamy wewnątrz zespołu: mam pomysł na to, na to i na to. I zawsze sobie zadajemy pytanie — po co chcemy to zrobić, czemu to ma służyć. Wszystko jest po coś. Dysponujemy publicznymi pieniędzmi, jesteśmy gospodarzami Zamku, wiadomo że ja sobie tego nie kupiłam, ani nikt z moich kolegów czy koleżanek sobie tego nie kupił. I nie możemy go sprzedać. My jesteśmy po to, żeby zapraszać tu i pracować z ludźmi, którzy nie należą do strefy VIP i z których w większości składa się nasze społeczeństwo — na to trzeba być otwartym. Dlatego program edukacyjny towarzyszący wystawie „Łataj! Ceruj!” też jest programem społecznym. Będziemy np. wysłuchiwać dawnych pracownic zakładów odzieżowych „Modena”, z ich historiami. To jest świadomy, społeczny program, który ma przynieść to, że zbudujemy zaufanie i będziemy mogli próbować przekazywać treści, o których myślimy, że są ważne.

Czy to się wiąże z tym, co się teraz nazywa „wychodzeniem ze strefy komfortu”, czy Państwa publika musi z niej wychodzić?

Tak, trzeba próbować to robić, ale trzeba to robić w mądry sposób. Mamy świadomość, że nie da się trafić z każdym przekazem do wszystkich. Są rzeczy, z którymi trafimy do określonej grupy odbiorców, ale już do innej nie. Trzeba to robić rozważnie. Trzeba wychodzić z różnymi treściami, tak żeby trafić do jak najszerszej grupy odbiorców. Chodzi też o działania, gdzie te grupy się mogą skrzyżować.

Mnie drażni nieraz próba wychodzenia w świat z nieczytelnym, hermetycznym językiem.

My się z tym mierzymy na co dzień. Mamy do czynienia z tekstami kuratorskimi czy z tekstami artystów i usiłujemy ich przekonać, że dla nich szansą jest to, żeby ten język był prostszy albo żeby pozwolili, żebyśmy my przełożyli ten komunikat na język, który dotrze do szerszej grupy ludzi i dzięki temu ich przekaz do nich trafi. To jest zamykanie się w swoich bańkach. Funkcjonujemy w nich, ale my wyciągamy z tego wnioski — ja mam obowiązek wyciągać z tego wnioski, ponieważ tak widzę jedną ze swoich ról.

Fundacja Artystyczna Podróż Hestii przykłada wielką wagę do spraw edukacji. Nie tworzymy swojej kolekcji, co jest świadomym wyborem — chcemy inwestować w wiedzę i świadomość w świecie, który nas otacza. Dlatego też projekt „Łataj! Ceruj!” został wyróżniony z jednej strony za komunikatywność, a z drugiej za bardzo dobry program edukacyjny, skierowany do różnych grup odbiorców.

Wystawie towarzyszy rozległy program edukacyjny. To jest nasz sposób działania, wokół każdej wystawy budujemy duży program towarzyszący. Żeby jak najwięcej ludzi zapraszać i móc rozmawiać o tym w różny sposób, różnymi językami.

Chciałem zapytać o dostępność dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Jak to się robi w takim obiekcie jak Zamek, obwarowanym różnymi konserwatorskimi obostrzeniami i zakazami?

To jest ogromne wyzwanie. Systematycznie zwiększamy tę dostępność, ale ze względu na dane warunki to jest ewolucja, a nie rewolucja. Rewolucją natomiast będzie to, że zamieniamy parking przed Zamkiem, który tu funkcjonował przez dziesiątki lat, na zielony plac z niewielkim pawilonem kawiarnianym. Przy okazji zainstalujemy platformę dla wózków inwalidzkich. Więc przy każdej okazji szukamy możliwości likwidacji barier, które tutaj są. Wybudowaliśmy na przykład rampę, niwelującą różnicę poziomów między parterem a półpiętrem. W przestrzeni historycznej, przy drugiej sali kinowej, powstała taka winda, podnośnik dla wózków. Po to, żebyśmy do tej sali kinowej mogli zapraszać osoby poruszające się na wózkach. To jest sala, jedyna taka w Polsce, w której realizujemy program cyklicznych pokazów dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Wszystkie filmy są tłumaczone na Polski Język Migowy i towarzyszy im audiodeskrypcja. Dwa razy w tygodniu są seanse. Mogę powiedzieć, że jesteśmy liderami w dziedzinie dostępności. Za dwa tygodnie robimy też „Forum bez barier. O kinie dostępnym”. To będzie pierwsze wydarzenie poświęcone zagadnieniu dostępności kina w Polsce.

Nad tymi barierami architektonicznymi ciągle staramy się pracować, ciągle próbujemy je usuwać, na tyle, na ile to jest możliwe w tym trudnym pod tym względem obiekcie. Dostępność programowa to też jest stałe nasze staranie i też jako publiczna instytucja kultury w Poznaniu jesteśmy w tej dziedzinie liderem. Wiele lat temu powołałam zespół do spraw dostępności, uznając że stworzenie takiego zespołu, składającego się z osób pracujących w różnych działach, najbardziej zakorzeni świadomość tej potrzeby i wprowadzi szansę na największą liczbę takich rozwiązań. Wydaje mi się, że to jest lepsze rozwiązanie niż praca jednego koordynatora do spraw dostępności, który będzie groził palcem innym osobom [śmiech] i zmuszał do jakichś rozwiązań.

Podobnie jest z „Zamkiem dla Klimatu”, bo od 2020 roku mamy taki zespół, który zajmuje się wyzwaniami związanymi z katastrofą klimatyczną. Zajmują się zarówno zmianami w funkcjonowaniu naszego obiektu, instytucji, organizacji, zespołu jak i programem edukacyjnym, związanym z tymi wyzwaniami.

Zainteresował mnie raport, zlecony jak rozumiem przez Panią, oparty na badaniu jakościowym, dotyczący Państwa publiczności.

Widzimy potrzebę, żeby to robić. W zespole pracują osoby z wykształceniem socjologicznym, współpracujemy też z socjologami z zewnątrz. Najpierw robiliśmy badania dotyczące funkcjonowania kultury poznańskiej w czasie trwania pandemii i to robiliśmy na zlecenie miasta.

Teraz natomiast zrobiliśmy skomplikowane, wielowątkowe, bardziej jakościowe badanie naszej publiczności. To jest dla nas punkt wyjścia do zmian, które wprowadzamy w Zamku ewolucyjnie, krok po kroku. Mamy świadomość, że badania publiczności trzeba powtarzać. To nie jest coś, co się raz przeprowadzi i ma się spokój na bardzo długi okres. Te badania przyniosły nam wiele ciekawej i istotnej wiedzy, którą ciągle się posiłkujemy. Poszczególne wnioski i postulaty wprowadzamy do naszego działania.

Ostatnio prowadzimy długi proces pracy nad misją instytucji, przepracowujemy nasze wartości i strategię komunikacji, i tu też pomocna była wiedza, którą zdobyliśmy podczas tych badań. W każdej instytucji potrzebna jest taka refleksja i działania z nią związane. Chodzi o przemyślenie tego, jak funkcjonuje instytucja i jakie ma cele, bo to się zmienia w czasie. Obecnie jesteśmy w trakcie takiego kilkuletniego, bo zaczętego jeszcze przed pandemią procesu. To się nazywa „Orientuj się” [śmiech].

[śmiech] Kiedy się coś rzuca to się mówi „orientuj się”.

Tak, taka gra z pytaniem — gdzie jesteś, gdzie jesteśmy? Trzeba w nią grać regularnie.

Rozmawiał Marek Wasilewicz