• data 21 maja 2024
  • Aktualności

„Ćwiczenia z uważności” — rozmowa o wystawie w Galerii im. Jana Tarasina w Kaliszu z Teresą Starzec i Alicją Bielawską

       

M.W.: Czy możecie powiedzieć jaką wystawą są „Ćwiczenia z uważności”? Chodzi mi o najprostsze rzeczy, bo ich się na ogół nie wie. Po pierwsze chciałem zapytać o tytuł, dlaczego „ćwiczenia”?

   

A.B.: „Ćwiczenia” ponieważ widzimy wystawę jako część procesu twórczego.  Uważamy też, że wchodzenie widza „w wystawę” jest pewnego rodzaju „ćwiczeniem” – wchodzeniem w nową sytuację, w coś co jest nieznane, nowe. Nie wiem, może można powiedzieć, że jest to wyzwanie. To jest nasza propozycja, kierowana do widza, postawienia się w nowej sytuacji. „Uważność” jest tu istotna, bo dotyczy tego jak pracujemy, każda z nas osobno. Dla nas ważne jest skupienie się na detalach i szczegółach. Przyglądanie się, w przypadku moich prac, światu materialnemu, przedmiotom, materiałom codzienności.

   

Alicja, czy pamiętasz, że napisałaś o Teresie: „Jej twórczość to nieustające ćwiczenia z patrzenia”? Więc widać, że te ćwiczenia wracają. Albo trwają.

   

T.S.: W moim przypadku właściwie wszystko, co jest zawarte w ciągach obrazów, cyklach, wątkach snutych bez końca – bo od lat powtarzam taką formę, mam ją tutaj na sobie, widzisz? [Teresa Starzec wskazuje na bardzo kolorową bluzkę, usianą motywem stale obecnym w jej malarstwie] jest ćwiczeniem. Moje malarstwo wynika z obserwacji, jest nasycone energią płynącą z natury, duchową, ma bardzo silny emocjonalny wyraz i wynika z gestu. A gestu nigdy nie powtórzysz. I tak samo: światła czy koloru. To jest zmienność i ta zmienność jest we wszystkich moich formach, nawet tych najprostszych. Tych które od dziesiątków lat są mi przypisane, ale które też wynikają z konsekwencji w pracy. Są też inne wątki, takie z bardziej z bliska, organiczne, związane z naturą, widzialne-niewidzialne-zawidziane, które przetworzone poprzez intuicyjną syntezę, dają coś, co najbardziej mnie cieszy. Coś, czego interpretacja może być różna i coś, co może stać się przedmiotem uważności. Czyli podwójna uważność – taka, która wynika z obserwacji i przełożenia na język wizualny, tego mojego świata mikro i makro i właściwie kosmosu, która pozwala odczytywać obrazy na wielu poziomach. I każdy, dzięki swojej wrażliwości, może zobaczyć to co nie jest na obrazie, ale poza nim. I to jest dla mnie najcenniejsze – żeby to się udało.

   

Chciałem Was zapytać o Rilkego, użytego w materiałach opisujących wystawę. Ten fragment z jednej z Elegii Duinejskich, czy jego pojawienie się to Wasza inicjatywa czy kuratorki, Pauliny Olszewskiej?

   

T.S.: Kiedy rozmawiamy w naszej rodzinie o sztuce to od razu pojawiają się skojarzenia związane z literaturą czy z muzyką. Andrzej [Andrzej Bielawski, artysta, mąż Teresy Starzec, ojciec Alicji Bielawskiej, przyp. red.] oprócz tego, że jest artystą wizualnym, to ma ogromną wiedzę o poezji, którą się z nami dzieli. I to się później przekłada na tytuły i inspiracje.

   

A.B.: A ponieważ jednym z wątków przewodnich tej wystawy jest dialog i jest to dialog twórczy między artystkami, między pracami więc można to też poszerzyć o dialog w artystycznej rodzinie. I wątki, które każdy wnosi w swoją twórczość i w prace innych. Poza tym poezja dla mnie też jest bardzo ważnym polem inspiracji, też mam swoich ulubionych poetów, np. Emily Dickinson, akurat Rilke to jest ulubiony poeta taty. Więc poezja nie pojawia się tutaj tylko ze względu na inspiracje taty – uważam, że język wizualny sztuki ma wiele wspólnego z językiem poezji.

   

T.S.: Tak wiele wspólnego, że są takie okresy w moim życiu, że nie mogę się absolutnie skupić na prozie, nawet najlżejszej, natomiast poezja, proszę bardzo. Jeżeli rano przeczytam nawet dwa wersy to one mnie unoszą parę centymetrów nad ziemią, przez cały dzień.

   

No, to jest niesamowita cecha poezji, że wystarczy jedna fraza…

   

A.B.: Można to odnieść do tego, co nas inspiruje. Wystarczy jeden kwiat, w Twoim przypadku albo jeden widok z okna. Albo jedna forma przedmiotu czy jeden układ tkaniny. I to jest inspirujące do stworzenia pracy.

   

Powróćmy do pytania: Co pokazujecie na wystawie?

   

A.B.: Dla nas bardzo ciekawe jest zobaczenie jak zupełnie osobne twórczości i prace mogą zaistnieć wobec siebie.  Na wystawie tworzą się dialogi, które nie są przez nas zaplanowane, a które się dzieją…Fantastyczne jest to, żeby to zobaczyć, oczywiście to jest też okazja, żeby pokazać to widzom. Myślę, że jest w tym ciekawość innej perspektywy, drugiej osoby, ciekawość innego świata.

   

Na wystawie pokazuję prace przestrzenne, możemy je nazwać rzeźbami, obiektami. To jest zupełnie inna materia niż materia malarska. Jest w nich ażurowość, jest warstwowość w tkaninach, jest przenikanie się. W tej innej materii, malarskiej, też widać to [wszystko]. I przez to, że możemy to obserwować w malarstwie, a potem w rzeźbie, to możemy inaczej spojrzeć na te prace. Takie zmiany perspektywy mogą być inspirujące do tego, żeby patrzeć na prace. Kiedy widzisz płaski obraz, a obok przestrzenną pracę to przenosząc wzrok z jednej pracy na drugą, coś w percepcji się otwiera, coś się zmienia. [Pojawia się] głębia, kiedy się ostrzy wzrok. Kiedy teraz byłyśmy na wystawie [rozmowa została przeprowadzona w dniu wernisażu, w sąsiedztwie sal wystawowych, przyp. red.] powiedziałaś: „Ach, gdyby było samo malarstwo to może by czegoś brakowało”. Myślę, że malarstwo by wystarczyło, ale przestrzenność moich prac powoduje, że widz wędruje po tej wystawie, obchodzi prace, może usiąść na siedzisku, zmienić perspektywę – nie musi stać – , zachodzi inny rodzaj interakcji z przestrzenią i z pracami. I to jest bardzo ciekawe.

   

Właśnie ukłułem sobie słowo [na tę okoliczność]: „rekalibracja”, dokonują „rekalibracji”.

   

A.B.: Bardzo techniczne słowo [śmiech]. Dlatego pokazywanie wspólnie jest ciekawe.

   

I to Wam się zdarza drugi raz…

   

A.B.: Tak, poprzednim razem to było w Warszawie, cztery lata temu, w prywatnej przestrzeni w alejach Ujazdowskich, wystawa miała tytuł „Figury pełne słońca”. Tam pokazywałyśmy inne prace, ale podobny był temat skupienia się na prostych formach. Teraz, kiedy patrzę na „Ćwiczenia z uważności” to tamta wystawa była zupełnie inna, inne było podejście do tego jak nasze prace „działają” w dialogu.

   

Jakie prace pokazujecie na „Ćwiczeniach z uważności”?

   

T.S.: Pokazuję cykl obrazów, malowanych w jednym czasie. Przenika się w nich pejzaż i motywy roślinne. Pejzaż ze światłem wody… Moje obrazy nie mają horyzontu, one są „widziane z góry”. Może dlatego, że moje malarstwo jest z natury, a natura, tam gdzie od dawna przebywam i ta którą tam obserwuję o różnych porach roku to są rozlewiska Narwi. Obserwuję tę zmienność krajobrazu, gdzie są tereny zalewowe – to jest meandrująca rzeka. Z wysokiego brzegu obserwuję wodę, która przybiera różne formy, np. wąziutkiego oczka czy jeziora. Skala przyrody jest tam ogromna, dolina ciągnie się po horyzont. Rzeka dokonuje „zapisu” opadającej wody. Jest brzeg, który też tworzy zapisy – ja to od lat rysuję i zapamiętuję. Rysuję z natury, chodząc tam z wielkimi szkicownikami. Używam akwareli, które bardzo lubię, ale część moich rysunków w szkicownikach wykonuję też kredkami.

   

Obrazy, które znalazły się na wystawie „Ćwiczenia z uważności” są sumą tych obserwacji i codziennych zapisów. Są prace tworzone i z przypomnienia, i bezpośrednio z natury. To jest konsekwentna synteza tego, co obserwuję. Forma, światło, zapis, nakładające się na siebie, bo nigdy ten krajobraz —nawet widziany bardzo z góry— nie jest pozbawiony rysunku roślin na pierwszym planie. To jest bardzo charakterystyczne dla obrazów na wystawie.

   

Ważne są też rysunki, które rozpoczynają wystawę. Pochodzą z lat 2016-2023. Łączy je postrzeganie rośliny, kwiatu, które płynnie przechodzi w pejzaż.

   

Jest jeszcze jedna, nieoczywista część wystawy, to prace eksponowane w gablotach kilku wiat przystankowych w Kaliszu. Specjalnie na tą okazję stworzyłam nowe prace. Są to fotografie tkanin z nadrukowanym, zwielokrotnionym motywem z moich obrazów, na które są nałożone obrazy. Takie obrazy w obrazie.

   

A.B.: Pierwsza część wystawy, przestrzeń przez którą się przechodzi wchodząc na wystawę jest dla nas bardzo ważna. Właśnie tam pojawiają się te rysunki [Teresy Starzec] i rzeźba [Alicji Bielawskiej] z metalowymi wstęgami, która wprowadza bardzo silne poczucie materii i przestrzeni. Ta rzeźba działa na przekór naszym oczekiwaniom, bo mamy coś wizualnie miękkiego, coś co sugeruje miękkość, ale jest twarde, coś co jest znajome, a jest za duże. Ten obiekt na wejściu zmienia naszą perspektywę. Dalej, w głównej sali pokazuję kilka rzeźb. Jest parawan, noszący tytuł „Wycinanki”, który wprowadza wątek rodzinny. Inspiracją dla tej pracy są wycinanki mojej babci – Haliny Bielawskiej. Robiła je przez lata. One wynikają z tradycji żydowskiej. Przeniosłam fragment jednej z wycinanek na inne materiały, przeskalowałam go, co sprawiło, że zmienił swoją rolę przestał być motywem symbolicznym czy religijnym, stał się kompozycją z otworów. I dzięki temu uzyskałam ażurowość parawanu.

   

Alicjo, opowiedz proszę o siedziskach do „Ćwiczeń z uważności”.

   

A.B.: Są dwa siedziska, które zaprojektowałam na tę wystawę. Znajdują się w centrum wystawy i są bardzo ważnym jej elementem. Dają możliwość przyjęcia innej pozycji, innej perspektywy, można na nich usiąść, można się zatrzymać na tej wystawie i spędzić trochę czasu. Wracając do innych prac na wystawie, Są też dwie nowe rzeźby, dla których inspiracją są parawany.  Są to stalowe konstrukcje, pomalowane na odcienie różu z udrapowanymi na nich jedwabnymi tkaninami, które barwiłam roślinnymi barwnikami. Te roślinne barwniki dają piękną kolorystykę, która ma dużo subtelności. To jest nieporównywalne z chemicznymi barwnikami czy z tkaninami ze sklepu. Samo barwienie jest alchemicznym procesem, w którym efekt jest trudny do przewidzenia. Tkaniny barwiłam szyszkami świerku, łupinami cebuli i korzeniami marzanny. Tkaniny wprowadzają ruch na wystawie. Są tak lekkie, że kiedy ktoś przechodzi obok – ona zaczynają się ruszać. A forma tych konstrukcji z podstawą na planie niedomkniętego koła też sugeruje ruch, mówi też o charakterze parawanów, które mogą być przesunięte, przestawione, wpisana jest w nie lekkość.

   

T.S.: „Wpisana lekkość”, ładnie to powiedziałaś.

   

Siedziska – w jakim sensie są Twoim dziełem, czy Ty je wykonałaś?

   

A.B.: Interesowało mnie stworzenie praktycznego obiektu do siedzenia. Zastanawiałam się jaką powinien mieć wysokość, wielkość, na ile powinien być osób. Rozrysowałam konstrukcję, która została zamówiona u ślusarza. A tkanina, którą jest tapicerowany jest tkaniną żakardową, której wzór zaprojektowałam i dla którego inspiracją jest pejzaż narwiański, pejzaż rozlewisk, w którym przenikają się odbicia wody, niebo w wodzie, chmury, woda i trawa. Zaprojektowałam je z myślą o tej konkretnej wystawie. Siedziska są dwa, to też jest ważne. Ta dwójka się pojawia w niejednym miejscu [śmiech]. Dwójka tworzy relacje, to jest para, zachęca do towarzystwa, do towarzyszenia sobie.

   

Chciałbym Wam dwóm zrobić zdjęcie na tym siedzisku. Jeśli chodzi o siedziska, wiem że to jest bardzo silna interpretacja, ale kiedy je zobaczyłem pomyślałem, że są kluczem do tej wystawy. Wydaje mi się Alicjo, że zrobiłaś je po to, żeby usiąść i patrzeć na prace Teresy.

   

A.B.: To chodźmy na wystawę.

   

Rozmawiał Marek Wasilewicz

Następny